PS do całej historii: wyż. wym. kolega przesłał wyż. wym. dokument do Właściwego Adresata mailem w postaci pdf-a. Ponieważ nie podejrzewam go o umiejętność skonwertowania pliku, sądzę, że odbyło się to przez zeskanowanie całości w sekretariacie. Ale! Właściwy Adresat zadzwonił z prośbą o przesłanie dokumentu w wersji edytowalnej... I dostał, zdaje się, dokładnie tak jak ja, każdą stronę w oddzielnym pliku (a swoją drogą, formatowanie spacjami też tam było).
Witajcie w XXI wieku...
OdpowiedzUsuń